Początek lat 90 był dobrym okresem dla fanów ciężkich brzmień - świetne krążki wychodziły jeden po drugim. W tym okresie Judasi wydali "Painkillera", Metallica - czarny album, Megadeth - "Countdown To Extinction". Same klasyki. W tym samym okresie swój magnum opus wydała kapela z New Jersey - Skid Row - a jego tytuł to "Slave To The Grind".
Materiał na płycie jest zróżnicowany - momentami przypomnimy sobie Megadeth, momentami Guns 'n' Roses, momentami Motley Crue. Jednak wszystkie kawałki łączy bardzo agresywnie brzmiąca gitara i niesamowity wokal Sebastiana Bacha. Oprócz tytułowego "Slave To The Grind" najbardziej znanymi utworami z tej płyty są balladki - "Quicksand Jesus" i "Wasted Time". Piękne utwory, ale moim faworytem jest mówiący o umierającej miłości "In A Darkened Room":
Na szczęście na "Slave To The Grind" mamy coś więcej niż tylko wyciskacze łez i słuchając go można pomachać trochę głową. Jeśli lubimy pulsujące thrashowe rytmy, to przypadną nam do gustu "Mudkicker" i "Riot Act", jeśli wolimy hard rock a'la Guns 'n' Roses to będziemy zachwyceni kawałkiem "Get The Fuck Out", a jeśli najważniejsze jest po prostu maksimum czadu, to zakochamy się w moim ulubionym "Livin' On A Chain Gang":
Wydaje mi się, że dziś Skid Row jest kapelą trochę zapomnianą. Szkoda, bo "Slave To The Grind" stawiam w pierwszej linii z największymi klasykami metalu, np. tymi które wymieniłem na samym początku.
Na koniec bonusik. Chciałem napisać, że "Livin' On A Chain Gang" ze względu na epicki śpiew (w zasadzie to zdzieranie gardła) w refrenie przypomina mi "Man In The Box" Alice'ów. No i przypadkiem na YT trafiłem na taki film:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz