czwartek, 28 kwietnia 2011

Cios w uszy

Czasami trzeba założyć ulubione kapcie, rozwalić się na fotelu, zrelaksować, odpocząć od codziennych trosk... odmóżdżyć. Jeden ze sposobów pokazuje poniżej Ed Tubbs.



Tak, czasem dobrze jest włączyć muzykę, która budzi w nas pierwotne instykty i zagłusza myśli bardziej skomplikowane niż "jestem głodny". Taki jest Gallows.
Zespół Gallows poznałem około dwa lata temu dzięki wspomanianemu już niegdyś krążkowi "Maiden Heaven", na którym zespół ten nagrał fajną wersję "Wrathchild" Maidenów.
Postanowiłem posłuchać co Wyspiarze mają do zaoferowania na swoim debiutanckim krążku - "Orchestra Of Wolves", wydanym w 2005 roku. Od razu słychać, że to bardzo niegrzeczni chłopcy.
Brzmienie gitar jest brudne, riffy aż pęcznieją od dysonansów, a wokalista zdaje się zdzierać gardło do krwi. Lektura tekstów podkręca atmosferę, bo jest to rock and roll pełną, obleśną gębą. Nie wierzycie? No to patrzcie:



Moje pierwsze skojarzynie to była Moja Adrenalina (numer niżej zdecydowanie bardziej niż tytułowy), ale oczywiście Angole to w porównaniu do Polaków mięczaki. Jedni mają sie do drugich mniej więcej tak jak Saleta do Gołoty, czyli jest twardziel i jest drugi twardziej, który rozkłada go jedną ręką.
Oczywiście fakt, że Gallows nie są tak ekstremalni jak Adrenalina ma zalety - są łatwiej przyswalajalni, można ich dłużej słuchać nie odczuwając zmęczenia kanonadą dźwięków pasujących do siebie jak pięść do nosa.

1 komentarz: