poniedziałek, 20 grudnia 2010

Bruce Dickinson (cz. 2)

link do pierwszej części tekstu

W latach 90. nasz bohater parał się pisaniem książek. Najbardziej znanym jego tworem są "Przygody Lorda Ślizgacza", wydane również w Polsce. Nie oszukujmy się, do Dostojewskiego mu trochę brakuje, jednak warto odnotować, że na tym polu również próbował swoich sił. W 2001 roku Dickinson napisał scenariusz filmowy, schował go do szuflady i wyjął po jakichś sześciu latach. Wtedy nakręcono film fabularny "Chemical Wedding". Opowiada on o reinkarnacji Alistaira Crowley'a, uważanego za prekursora filozofii satanistycznej. Crowley interesował Dickinsona od dawna, co odbijało się również w jego twórczości muzycznej (numer "Man Of Sorrows"). Film jest w porządku, na kolana może nie rzuca, ale warto go obejrzeć w wolnej chwili. Jest trochę seksu, fantastyki, dobrej muzyki, jest ładna rudowłosa dziewczyna - nie będziecie raczej żałowali niecałych dwóch godzin spędzonych przy tym filmie.

To jakiego Bruce'a jeszcze nie znacie? Ach tak, Bruce'a - dziennikarza. Dickinson od wielu lat jest dziennikarzem radiowym, prowadził audycje w BBC Radio. W filmie "Third World Chaos" poświęconym Sepulturze widać, jak Bruce przeprowadza wywiad z Maxem Cavalerą i Andreasem Kisserem podczas jednej z edycji Monsters Of Rock. Nie wiem w jakiej roli tam występował, ale zgaduję, że na bieżąco relacjonował przebieg tego festiwalu dla jakiejś stacji radiowej.
Widać go było również w telewizorni, bowiem prowadził na Discovery pięcioodcinkowy cykl "Flying Heavy Metal" poświęcony historii pasażerskich odrzutowców. Dla kompletnie zielonych w temacie panów (panie raczej nie będą zainteresowane) jest to sympatyczna propozycja, bo akurat od poniedziałku do piątku jest na czym oko zawiesić kiedy popijamy po pracy piwko. No chyba, że ktoś woli "M jak miłość"...

W połowie lat 80. pan Dickinson intensywnie zajmował się szermierką. Chodzą nawet słuchy, że miał szanse na znalezienie się w angielskiej drużynie olimpijskiej, w co osobiście jednak wątpię.

Osoby takie jak Layne Staley czy Kurt Cobain są otoczone aurą fatalnej, przyciągającej dramaturgii, przez co stały się postaciami kultowymi. I chociaż byli to wielcy ludzie, to zastanówcie się: czy sami też chcielibyście tak żyć i tak umrzeć? Dickinson całe życie robił sto tysięcy produktywnych, ubogacających rzeczy i aktywnie spełniał swoje marzenia. Mogę tylko życzyć sobie i Wam podobnej motywacji i warunków do działania. I żeby każdy z nas mógł kiedyś powtórzyć słowa, które Bruce śpiewa na ostatniej płycie Maiden:

"(...) I think of my life, reliving the past
There's nothing, but wait 'til my time comes.
I've had a good life, i'd do it again
Maybe I'll come back some time, my friends

For i have lived my life to the full,
i have no regrets (...)"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz