Gary Moore nie żyje... Był moim bohaterem, jednym z absolutnych wirtuozów gitary. Potrafił improwizować jak mało kto wśród gitarzystów rockowych, a każdy uderzony przez niego dźwięk się liczył - w jego solówkach nie było niczego przypadkowego.
To był jeden z tych artystów, których mogłeś nie kojarzyć z imienia i nazwiska, ale nie mogłeś nie znać jego utworów - choćby "Still Got The Blues" albo "Parisienne Walkways".
Numerem, który pierwszy przychodzi mi na myśl kiedy słyszę nazwisko Moore'a, jest "Empty Rooms". To była jedna z moich ulubionych balladek rockowych, tylko nieliczne utwory tak do mnie przemawiają. Poniżej - tylko solo z jakiegoś nagrania live, ale warto odsłuchać wersji studyjnej.
W tym kawałku od razu słychać, że napisał go Irlandczyk.
Nightwish nagrał zupełnie sensowny cover tej piosenki.
Na koniec utwór, którego miałem nie wrzucać, bo i tak każdy go zna... Ale to solo... to po prostu trzeba usłyszeć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ech, cholera jasna, no szkoda gościa naprawdę. Wielki gitarzysta, to brzmienie Gibsona na zawsze pozostanie w naszych głowach...Rest In Peace Gary...
OdpowiedzUsuńOkoliczności jego śmierci przypominają mi od razu to, jak odszedł Olas z AD.
OdpowiedzUsuń