Wydarzyło się to dawno, dawno temu, kiedy do inwestycji w Polsce nie dopłacała jeszcze Unia Europejska, a Andrzej Lepper miał kilkuprocentowe poparcie jako kandydat na prezydenta. W maleńkiej mieścinie, która żyła swoim tempem, powstała formacja o nazwie Heaven & Hell (inspiracje płytą Black Sabbath oczywiste). Czterech chłopców rozpoczęło przygodę, która, choć krótka, owocna była w doświadczenia i pozostała do dzisiaj fajnym wspomnieniem z okresu dorastania. Dobrze zgrywali się pod względem muzycznym - mieli podobne gusta, choć to był taki wiek, w którym równie łatwo dostrzega się różnice, co podobieństwa. Początki, jak to zazwyczaj bywa, polegały na coverowaniu swoich ulubionych kapel. AC/DC, Metallica, Iron Maiden, Judas Priest - to był pokarm, który spożywali częściej, niż chleb z piekarni pana Jurczaka i Top Chipsy z Biedronki.
Próby odbywały się raz w tygodniu w Piwnicy Rockowej w lokalnym Domu Kultury. Klimat tego miejsca znać i rozumieć (i przede wszystkim kochać) może tylko ten, kto tam grał. Zwłaszcza tych parę dobrych lat temu, kiedy nowy naciąg do centrali czy wymiana spalonego głośnika w trzydziestoletnim combo Peavey'a były wszystkim, o co można było prosić. I z takimi właśnie trywialnymi problemami zmagali się nasi bohaterowie: jak nastroić gitarę, żeby nie rozstroiła się w połowie pierwszego kawałka, w co pałker ma stukać zamiast werbla i hi-hatu (bo tych po prostu nie było), w którym sklepie kupić piwo bez dowodu osobistego i tak dalej. Brak wokalisty był bolączką wielu zespołów jakie kiedykolwiek grały w naszej Śpiącej Mieścinie (niestety nazwa Miasto Zadumy jest już zastrzeżona). Heaven & Hell nigdy wokalisty się nie dorobił.
Granie zaczęło się od "Highway To Hell" wspomnianego AC/DC. Ten kawałek był wałkowany od pierwszej do ostatniej próby zespołu. Później było coraz ambitniej, od "Taking The Queen" Bruce'a Dickinsona, poprzez "For Whom The Bell Tolls" Metalliki, aż po "Afraid To Shoot Strangers" Iron Maiden.
Koncerty były dwa. Wcześniej jednak doszło do przetasowania w składzie i zmienił się perkusista.
Pierwszy koncert odbył się jesienią 2003 na Muszli Koncertowej w Przysusze. Oto setlist:
- "The Wickerman" (Iron Maiden)
- "Children Of The Damned" (Iron Maiden)
- "For Whom The Bell Tolls" (Metallica)
Drugi raz Heaven & Hell pokazał się na koncercie WOŚP w 2004 roku. Zagrał takie oto kompozycje:
- "Be Quick Or Be Dead" (Iron Maiden)
- "For Whom The Bell Tolls" (Metallica)
- "Taking The Queen" (Bruce Dickinson)
- "Wrathchild" (Iron Maiden)
W planach było jeszcze wiele ciekawych numerów, np. "Children of the Grave" Sabbathów, "Cathedral Spiers" Judas Priest, czy "The Call Of Ktulu" Metaliki (ach, te szalone, młodzieńcze ambicje!). Wszystko jednak skończyło się nagle i bez wyraźnej przyczyny. A może po prostu nikt już jej nie pamięta? Nie powstała nigdy żadna kompozycja własna zespołu Heaven & Hell. Szkoda.
Do domów nie puszczę Was oczywiście bez muzycznego błogosławieństwa. W jego charakterze serwuję Wam prawdziwy rarytas: H & H wykonujący "For Whom The Bell Tolls" na koncercie WOŚP.
W tym miejscu pragnę podziękować Bestii za obróbkę tego nagrania w czasach, kiedy Heaven & Hell jeszcze istniał... i za pomoc w odnalezieniu go teraz. Intro i outro to jego dzieła, równie nieadekwatne do jego obecnych umiejętności jak obecna popularność wspomnianego Andrzeja L. do ówczesnej.
Lemmy Kilmister powiedział kiedyś, że najlepsze czasy w życiu to nie te, kiedy jesteś na szczycie sławy i grasz koncerty dla kilkudziesięciotysięcznych widowni, ale te, kiedy bujasz się z kumplami i grasz kawałki swoich idoli. Pewnie jest w tym dużo prawdy...
P.S. Tytuł posta jest jednocześnie tytułem filmu z Danielem Craigiem. Polecam obejrzeć, jest zupełnie strawny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz