poniedziałek, 31 maja 2010

Tylko miłość może przerwać jej upadek...

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA jak ja kocham ten utwór!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

"There's a girl on a ledge who's got nowhere to turn,
Cause all the love that she had was just wood that she burned,
Now her life is on fire it's no ones concern,
She can blame the world or prey till dawn,
But only love can break her fall!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"

To jest magia, to jest miłość od pierwszego wejrzenia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jakiś czas temu pisałem o Binauralu...ONLY LOVE CAN BREAK HER FALL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! To narastające napięcie gitary, ten wokal, ta prawda, ta szczerość!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! To jest to, to jest coś, kto,co? MIŁOŚĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Bo tylko ona może uratować przed upadkiem...stoi nad przepaścią, płacze, trzęsie się, krzyczy...LOVE LOVE LOVE!!!!!!!!!, żadnej nienawiści, chce być kochana!!!!!!!!!!!!!!!!! 

Jeszcze raz to wykrzyczę...ONLY LOVE CAN BREAK HER FALL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Musicie wiedzieć o czym śpiewa dokładnie, dlatego tłumaczę (a raczej zrzynam z kultowej dla mnie książki "Roślina" Małgosi Taklińskiej)

"Na krawędzi gzymsu stoi dziewczyna, nie ma się do kogo zwrócić. Gdyż miłość, którą ją obdarowano spaliła jak drewno. Teraz płonie jej życie, jednak nikogo to już nie obchodzi. Może obwiniać cały świat... lub modlić się aż do świtu...

Jednak tylko miłość...może powstrzymać ją przed upadkiem. Jest jej jedynym ratunkiem. Tylko miłość...może powstrzymać ją przed upadkiem

Czuje się jakby zgubiła zaproszenie na przyjęcie na tej ziemi. Stoi na zewnątrz, nienawidząc nas wszystkich. Jest swoją własną chorobą, wypłakuje się w swej lalce...

Jednak tylko miłość...może powstrzymać ją przed upadkiem. Jest jej jedynym ratunkiem. Tylko miłość...może powstrzymać ją przed upadkiem

Jest jej jedynym ratunkiem!!!!!!

Miłość mogłaby powstrzymać ja przed upadkiem. Teraz tylko miłość może powstrzymać ją przed upadkiem!!!!

Miłość, miłość, może powstrzymać twój upadek...

Upadek, miłość, miłość może mu zapobiec

Tylko miłość potrafi przełamać..."


niedziela, 30 maja 2010

Znajdź mi chłopca byleby nie miał wąsów...


KOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOONIEC trzytygodniowej imprezy!!!!!!! Wczorajszy dzień, mimo iż dzisiaj jeszcze "festiwal" trwa był muzycznym podsumowaniem można powiedzieć wszystkiego tego co działo się przez ostatnie 21 dni. Cudzysłów został użyty dlatego gdyż właśnie pod taką nazwą w tym roku organizowane były Juwenalia na Ursynowie, no ale robić z tego odrazu festiwal...eeee no niewiem, juwe to juwe a nie jakieś festiwale...aaaaa już wiem dlaczego festiwał!!! Bo tym razem najbogatsza uczelnia w Warszawie (a nie wiem czy nie czasem w Polsce) postanowiła zarobić trochę $ i na wejściu uprzejmym głosem słyszeliśmy: "poproszę bilet" ;))) Jak się człowiek dobrze zakręcił to dostał bilet jednodniowy za 15 zeta, ale jednak większość kupowała na miejscu 5 zł drożej, tudzież więksi pasjonaci posiadali karnety na 3 dni (28-30 maja) też w niezbyt wygórowanej cenie. Dlatego kazali płacić, ale...15 zł za to co było wczoraj to i tak śmieszna cena no ale zarobić zarobili tak jak miało to być w założeniu. DOBRA!!!! koniec rozmowy o kasie!!!!! Porozmawiajmy o wczorajszych faktach scenicznych...Na początek piękna wiadomość 2 dni przed koncertem...Sum 41 z Kanady nie zagra!!!!!!!!!!!!!!! I BARDZO DOBRZE :)))))) Bo na miejsce "śmiesznych chłopców" pływających w basenie z gitarami (bo to takie fajne przecież jest ;) wskoczył zespół, którego przyjemność tydzień wcześniej już miałem okazję posłuchać i zobaczyć, czyli nikt inny tylko "hottest rock band in Poland", czyli COMA!!!! I o ile koncert na Agrykoli był bardzo dobry, to nooooo muszę powiedzieć, że Ursynów nie zawiódł i jak zwykle juwenalia w tym magicznym miejscu były chyba najlepsze, na pewno pod względem muzycznym, w sensie nagłośnienia i wizualizacji choćby...Koncert łodzian wbił ponownie w ziemię zgromadzoną licznie publikę. Zaczęli anglojęzycznym utworem o dość "prostej" nazwie - Fuck The Police - jak na zawiłość tekstów i przesłania do jakiego nas przyzwyczaili. Utwór jak to na lubelszczyźnie mówią...taki o...ale widać, że zamarzyło się podbijać chyba rynki zachodnie tylko nie wiem czy drogą jebania policji to dobry pomysł...tia...no ale później to już klasyka, czyli Pierwsze Wyjście z Mroku, Czas Globalnej Niepogody, Trujące Rośliny, czy uwielbiana przeze mnie Ostrość...no i oczywiście tuzin innych perełek. Jak już wcześniej wspomniałem, świetna oprawa wizualna i nienaganne nagłośnienie zwłaszcza jak na akcję plenerową. Poskakało się i rozgrzało przede wszystkim bo temperatura nie rozpieszczała...Po Comie pół godzinki przerwy do dania głównego, czyli oczywiście Kazimierza na Żywo (Ale w Studio;)) Panowie tym razem zjawili się o czasie...;) Rozpoczęli Krzesłem Łaski, chyba aby dobrze się nagłośnić bo słychać było fluktuacje akustyczne w poziomach głośności tonów. Jak ja się cieszę, że oni wrócili do grania koncertów!!!!!!! Są w 100%-owej formie, ale nie ma się co dziwić, mając takich muzyków nie można nie być w formie, a Kaziu się już nie myli, jak to mu się zdarzało kiedyś w przeszłości. Szkoda tylko, że Litza zgolił dredy, no ale dobra ma swoje lata, można wybaczyć ;) OK...a muzycznie dziaaaaaaaaaaaaaaało się. Każdy kawałek to szlagier: Tańce Wojenne, Nie Ma Litości, Przy Słowie, Kalifornia Uber Alles, Nie Zrobimy Wam Nic Złego Tylko Dajcie Nam JEGO!!!!!!!!,  Pierwszy Raz, Piosenka Tre(u)pa, Las Maquinas De La Muerte, Spalam Się, Tata Dilera no i wiele wiele, naprawdę wiele innych. Koncert trwał chyba ponad 2 godziny o ile mnie mózg i pamięć nie myli...I znowu świetne wizualizacje, że aż czasami człowiek patrzył się w te wielkie telebimy za muzykami aby złapać jak najwięcej przekazywanej na nich treści....Koncert skończył się ok. godziny 1:30, do domu dotarłem o 3...zmęczony, poobijany, spocony...spełniony i szczęśliwy...o tyle mi potrzeba do szczęścia ;) oby więcej takich chwil w życiu...do następnego...siup!!

środa, 26 maja 2010

Czekając na mamę...

Może nie każda mama lubi Pearl Jam, Toma Petty'ego i grunge, ale...moja lubi, taka jest zajebista :) dlatego z okazji dnia Mamy specjalnie dla niej utwór, który ostatnio zawojował jej muzyczny świat ;) a tak przy okazji, dzięki, za wszystko...

P.S Jak to użytkownik Jakub, vel go24 kiedyś napisał na gg: "Eddie zaczyna śpiewać i miażdży wszystko, nawet Petty'ego" Święta prawda...

wtorek, 25 maja 2010

WOLNOŚĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Tym razem, porozmawiamy sobie chwilę o wolności...Jednak nie tej wynikającej z muzycznych doznań, lecz tej naturalnej, ludzkiej, przysługującej każdemu człowiekowi...Czy zabiłbyś w imię czegoś? I teraz robisz co Ci karzą!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Those who died are justified!!!!!!! FUCK YOU I WON'T DO WHAT YOU TELL ME!!!!!!!!!!!!!!!!! Lekko zakurzona płyta zostaje ponownie przywrócona do życia, a bojowy nastrój postanawiam rozładować jednym z najważniejszych albumów wszechczasów. RATM i ich cudo z 1992 roku o tej samej nazwie to majstersztyk politycznego buntu, walki o wolność i mocnych postanowień...Czy nazwa zespołu nie mówi sama za siebie? Ale co z tą wolnością? Zack zawsze opisywał i odnosił się do działań, często na terenie ameryki łacińskiej, ludzi prześladowanych i walki o prawa obywatelskie. Czy angażował się zbyt bardzo? 

Travis Meeks na jednym ze swoich koncertów pyta się publiczności:

"Do you think Zack left RATM of politics or bad choice? You think, They said that they will kill him? What about Chris Cornell, he left'em too? Remember that there are always two sides of a story..."

Przypominam, że drugim, jak nie ważniejszym ogniwem w zespole był Tom Morello, równie mocno zaangażowany w ruch polityczny, głównie ideologii socjalistycznych, bojowników Che Guevary. Akurat, tego nie mogę pojąć...Ok może i walczył o wolność, ale raczej "swoich ziomków". Ludzie zapomnieli o tym, że potrafił pustoszyć małe wioski, zabijając cywilów na rozkaz Fidela i jego koleżków...Dlatego zdejmijcie te pieprzone koszulki z jego podobizną!!!!!!!!!!!!! Chcesz być modny i mieć na sobie kogoś godnego podziwu? Przerzuć się na Michaela Jacksona!!!!!!!!! Wygląda lepiej na piersi...

Poznaj swojego wroga, a będzie Ci łatwiej z nim walczyć, KNOW YOUR ENEMY!!!!!!!! Gdy już osiągniesz ten stan czeka Cie wolność!!!!! FREEDOM!!!!! I pamiętaj, że gniew jest darem podczas walki!!!!!!!!!!

Walczmy o wolność, ale...


niedziela, 23 maja 2010

\m/...wrażenia po smalcu...\m/

Korzystając z pięknej majowej pogody postanowiłem maszynę do pisania trochę dotlenić i usiadwszy na balkonie, po niesamowitej kanapce ze smalcem i swojską szynką w ramach pikniku wiejskiej żywnosci na Nowym Świecie...yyy zamotałem się:) W każdym razie chciałem skleić kilka ciekawych przemyśleń odnosnie wczorajszego koncertu na Agrykoli, bo było po prostu MEGA!!! Sama atmosfera pikniku, wiecie...zielone drzewka, piwko, znajomi, dobra muzyka, no żyć nie umierać...coś wspaniałego. W zasadzie byliśmy na 1/3 Cool Kids Of Death więc o nich zbyt dużo nie mogę napisać, ale fajnie się słuchało sącząc pifffffffo ;) Mniej wiecej ok. godziny 20:30 pojawił się na scenie HEY, który chyba "dogadał" się z panami z Łodzi, dzieki czemu COMA zagrała jako ostatnia. Hey zarzucił dużą dawkę emocji, przeplatał bardziej znane utwory z tymi mniej ogranymi. Ogólnie tak jak w poprzednim poście napisałem średnio mi Hey podchodzi ale wczoraj "set" zagrali zajebisty i sam byłem pod wrażeniem, że mi sie podobało, w trakcie koncertu lał się złoty trunek więc o machaniu głową i skakaniu pod sceną w ich przypadku nie mogę zbyt dużo powiedzieć gdyż zbierałem siły na "gwiazdę" wieczoru. Zaszło słońce, zrobił się dobry klimat, ludzi jeszcze dobyło...nadszedł czas globalnej niepogody...na scenę wkroczyło pięciu przystojnych kawalerów i się zaczęło!! Nie pamiętam tylko od czego, ale już chwilę później Piotr Rogucki powiedział: "Ostrość..." tego nie mogłem przegapić więc jazda pod scenę i tańcujemy ;) Kanał dla ochrony przechodzący przez środek płyty trochę utrudniał swobodne skakanie, ale jakoś daliśmy radę, chociaż muszę przyznać, że "Ostrość..." była ostra, kto tam był wie o czym mówię ;)  Coma podchodzi bardzo naturalnie i energicznie do występów więc w ich przypadku zabawa gwarantowana. Tym razem również nie było inaczej i chwała im za to!!! No i co ja mam więcej napisać...doborowe towarzystwo, doborowa muzyka, sielanka jak w Anii z Zielonego Wzgórza i jest cudownie. DO TRZECH RAZY SZTUKA!!!!!!!!! Bo za tydzień runda trzecia i ostatnia, Ursynalia -> Kazik Na Żywo!!!!!!!!!!!!!!!!! Oj znowu się będzie działo, oj będzie...

sobota, 22 maja 2010

Słuszna uwaga...OTO JAAAAAAAA W TYSIĄCU ATOMOWYCH GWIAAAAAAAAAAZD...

Dzisiaj zostaną poruszone dwie sprawy...Mianowicie, pierwsza będzie dotyczyć pewnego jakże dobitnego i w pełni uzasadnionego komentarza Pana Jakuba, który to pisze tak:

"Kolega Marcin się ociąga. Wczoraj była światowa premiera nowej płyty Stone Temple Pilots, a ja tu recenzji jeszcze nie widzę. Nawet wzmianki o tym nie ma. A sam mi mówiłeś w ciemny zimowy wieczór, że panowie z STP się reaktywują. Wstydź się. Pozdrawiam"

Brawo, brawo, brawo i jeszcze raz brawo!!!! Nie zamierzam się tłumaczyć niczym, bo po prostu w natłoku spraw człowiek zapomina o pewnych ważnych wydarzeniach, ale ten komentarz to strzał w dychę, no bo skoro to blog m.in. grunge'owy to raczej informacja o takich przedstawicielach jak Stone Temple Pilots, a zwłaszcza wydawaniu przez nich płyty po reaktywacji jest czymś wyjątkowym, chociaż przyznam szczerze, że bardziej czekam na płytę Soundgarden (o ile taka powstanie). W każdym razie nowa płyta STP już jest. Ich najnowsze dziecko nosi nazwę bardzo skomplikowaną i nie wiadomo o co w niej chodzi -> Stone Temple Pilots (thx Jacob) ;) Sam zespół przed wydaniem zarzekał się, że płyta będzie w typowym klimacie spod szyldu STP, chociaż do tego typu zapowiedzi należy oczywiście podchodzić z dystansem bo zarówno ja jak i Wy nie raz już słyszeliście tego typu sformułowana a później okazuje się, że więcej niż gitary sprzed lat jest samplera i tego typu dziwnych urządzeń...Okładka prezentuje się następująco:


Powstał już klip do utworu tytułowego:

Tekst typowy w ostatnich latach dla Weilanda...even when we used to take drugs...ech no dobra niech sobie śpiewa, niech nie bierze ;) a muzyka...jeeeee bejbe jest dobrze, jest dobrze jest naprawdę dobrze, wpada w ucho nie powiem i chyba tak ma być i niech tak będzie. Fajna zadziorna brudniejsza gitarka, wokal Weilanda cały czas ten sam, sołówencja takie jak lubię, ma ten utwór coś w sobie z Beatles'ów, pewnie chodzi o te bębny z oklaskami w tle ;) Po jednym utworze, który otwiera płytę można chyba pokusić się o zakup krążka bo prorokuje pozytywnie, zwłaszcza, że GRUNGE WRACA!!!!!!!!!!!!!!!!

A teraz druga sprawa, bardziej dostępna i przyziemna. Jak po tytule posta można się domyślać, mowa oczywiście o dzisiejszym koncercie na Agrykoli gdzie zagra obecnie chyba najlepszy Polski zespół rockowy czyli...COMA!!!!!!!! Nie będę się zbytnio rozpisywał na ich temat bo to na oddzielny post sprawa, grubsza i bardziej soczysta. Ale zaczynają grać o 20 więc każdy kto lubi/kocha/czci powinien się tam zjawić. Po Comie zagra nie mniejsza gwiazda bo będzie to HEY, ale jeśli chodzi o mnie to nigdy nie mogłem się do nich przekonać i nie wiem czy to nastąpi kiedykolwiek, chociaż kto wie, jeszcze nie tak dawno nie jadłem pomidorów, a teraz już jem :-% więc gusta nie tylko muzyczne się zmieniają chyba z czasem dojrzewania człowieka co oznacza, że dojrzałem do jedzenia pomidorów...super... Mogę tylko zacytować mojego kolegę Grzegorza, który tak mówi o Kasi Nosowskiej: "ciężko mi ogarnąć, że w taki czasami prosty sposób potrafi opisać skomplikowane historie" no i coś w tym jest na pewno, dlatego na koncert HEY również zapraszam bardzo gorąco...

Ogólnie zapowiada się chyba dobra zabawa, bo pogoda dopisuje, a wały wytrzymują..;) ze zdrowiem mogłoby być lepiej, ale i tak nie jest źle, dlatego do zobaczenia dzisiaj na AGRYKOLI !!!!

Peace, Love and Understanding...


czwartek, 20 maja 2010

Miłość

Kiedyś byłem zakochany...w pewnym zespole...Nie dziw się w nim nie zakochać, głównie ze względu na tematykę tekstów, klimat i sposób w jaki wokalista wyśpiewuje lub wymawia słowa i zachęca do wspólnego przeżywania emocji jakże pięknych i szczerych...i nie mówię o Anathemie...Pamiętam wypełnione sale Progresji prawie za każdym razem, oprawa, brzmienie, kontrola wszystkiego co się dzieje na scenie, profesjonalizm, fascynacja, prawda, piękno, pot, łzy, unosząca się dusza tuż nad ciałem, i masa ale to masa dobrej muzyki...mieli i mają swój styl...z pewnych powodów nie pisze mi się o nich łatwo, dlatego może lepiej posłuchajmy muzyki zespołu jakim jest Riverside. 2 utwory, spokojniejszy i spokojniejszo-mocniejszy ;) 


P.S. Dla niewtajemniczonych zespół pochodzi z...Warszawy;)

środa, 19 maja 2010

PUNK'S NOT DEAD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

W pewnym gronie ludzi punk nigdy nie umrze!!!!!!!!! O Sex Pistols nie będę pisał, bo jakoś ich twórczość do mnie nie przemawia, ale po co jechać do Anglii, jak na lokalnym podwórku mamy swoich przedstawicieli, no i dobra może Big Cyc to nie jest klasyczny punk, ale zaraz ja tu nie jestem od punku!! Dzisiejszy dzień spędziłem podśpiewując jedne z lepszych utworów tego zespołu. Dobrze się tego słucha bo humoru im nie brakuje, a jak jeszcze kumpel podchodzi i mówi do mnie: "PIES", a ja na to: "JA JESTEM PASAŻEREM!!!!!!!!!!!!!" no to śmiech na całego mój drogi kolego. Ale Gierek Forever, czyli ironiczny opis komunistycznej władzy i całego tego pierdolnika, którego tak bardzo nienawidzę!!

Jak to miło mieć mikrofon
Przyczepiony za sedesem
Żeby zawsze mocz oddawał
Zgodnie z partii interesem


I jak fajnie żreć salceson
Jeździć tylko Trabantami
I w "Trybunie" co dzień czytać
Że UB-cja skończy z nami


Kwas jest żrący i wypali
Nawet bardzo tęgi mózg
Naród chce czerwonej gwiazdy
Krzyczy więc "komuno wróć"


PRECZ Z KOMUNĄ!!!!!!

I mój ulubiony opis społeczeństwa małych miast, czyli "Na Zadupiu", które nie jest mi obce:


Pan komendant twardy facet
Bezlitosny i surowy
Chodzi nago po mieszkaniu
Bo zamieszkał z dzielnicowym

Na pokerze u proboszcza
W poniedziałek po kolacji
Dyskutują ważni z miasta
O kontroli prokreacji

Kiedy na nich wszystkich patrzę
To się wściekłość we mnie wzbiera
Ale czuję, że niedługo
Będę czwarty do pokera

W małych miastach na zadupiu, oh, oh, oh, oh
Życie toczy się leniwie, oh, oh, oh, oh
Tutaj wszyscy wszystko wiedzą, oh, oh, oh, oh
U nas musisz żyć uczciwie, oh, oh, oh, oh

Święta prawda!!!!!!!!!!!!!! Anonimowość to coś pięknego!!!!!

No i cała reszta, czyli perełki: "Tu Nie Będzie Rewolucji", "Wspaniałe Miasto Amsterdam", "Pochwała Higieny"

Polecam CAŁĄ płytę "Z Gitarą Wśród Zwierząt" z 1996 roku


No i na koniec:

PIOTREK WIESZ CO ZROBIĘ JAK WRÓCĘ DZISIAJ DO DOMU?!?!?!?!?

wtorek, 18 maja 2010

...Nie śnij sobie, że to już koniec...

Macie czasami tak, że gdzieś coś usłyszeliście i później wam gra w głowie przez 2 dni? Ja dzisiaj rano doznałem podobnego olśnienia tylko, że nie słyszałem nigdzie tego utworu wczoraj ani ostatnio więc nie wiem kto lub co nacisnęło odtwarzanie...Pop lat '80 i '90 był przeciwieństwem tego co słyszymy dzisiaj w niektórych stacjach radiowych oraz głównie w szmacianej telewizji. Po pierwsze: muzycznie wysoki poziom, po drugie: to co teraz słyszymy to jest właśnie następujące równanie matematyczne: lata '80 + lata '90 = XXI wiek, po trzecie (i najważniejsze): wokaliści potrafili śpiewać i to naprawdę dobrze, nie było aż takich możliwości obróbki tego co się nagrało, po prostu trzeba było mieć to coś w barwie głosu i już, nikt nie ściemniał!!!!! Tego typu kapel było multum, większość oczywiście ze Stanów rzecz jasna...Nie sposób tego wszystkiego ogarnąć, ale deszczowa Warszawa napaja nostalgią i chyba właśnie dlatego ten utwór zakotwiczył dzisiaj na przystani...

 

P.S. [*]...Ronnie James Dio...[*]

niedziela, 16 maja 2010

działo się, działo...

No to skoro już ze mnie taki koncertowy chłopak, to może jakaś relacja z wczorajszego wypadu by się przydała ;) No...ogólnie powiem tak: BYŁO PO PROSTU REWELACYJNIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Co z tego, że w życiu nie widziałem tyle błota co wczoraj w jednym miejscu, a samo miejsce niekoniecznie zasługuję na miano stadionu, a już na pewno nie jest to boisko, murawa była tylko, że a'la Woodstock ;) co w sumie też miało swój urok...Podobno gorzej było dzień wcześniej (czyli w piątek). Ludzie mówili, że jak skakali do góry, to za każdym razem jak spadali, lecieli kilka centymetrów w dół, zakopując się w błocie...No ale pogody słonecznej w cenie nie było więc nie ma się co już dłużej nad tym rozwodzić. Przejdźmy zatem do sedna sprawy i najistotniejszej części, czyli po prostu muzyki...Pierwsi na scenie zagościli ACID DRINKERS. Panowie pokazali, że mimo klikunastu wiosen na karku nadal trzymają się świetnie, mięso z głośników, niczym ze sklepu i to takie świeżutkie że hoho.. SLOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOW, ach Yankiel się ładnie wprowadził do kwasożłopów, trzeba to przyznać. Około godziny 18 na scenie pojawił się HUNTER i tutaj bardzo duże pozytywne zaskoczenie. Dawno już na Hunterze nie byłem, muszę przyznać i chyba się odzwyczaiłem od ich brzmienia, no a tymczasem pozamiatali, naprawdę świetny koncert i muzycznie i widowiskowo, kolejny zespół, który trzyma poziom mimo że na scenie już chyba 22 lata, brawo Panowie brawo, tak trzymać dalej!!!!! Perfect to klasa sama w sobie, więc inaczej niż dobrze nie mogło być, hiciory przeplatane z utworami mniej znanymi (o ile w ich przypadku można o takich mówić) i mamy piękny koncert. CHCEMY BYĆ SOBĄ WRESZCIE!!!!!!!!!!!! No i DŻEM na koniec, ach to jest klimat, doświadczenie i to czego szukam w muzyce, czyli wolność...O VICTORIO MOJA VICTORIO!!!!!!!!!!!!!!! Pamiętam jak śpiewaliśmy ze znajomymi jak tylko najgłośniej się dało!!! It's a Kind of Magic i tyle... 

Powiem szczerze, że poszedłem na Acid i Huntera, a tutaj i Perfect i Dżem zrobili również świetną robotę, no i czego chcieć więcej? Więcej takich koncertów, a już za tydzień runda druga, czyli Juwenalia na Agrykoli, gdzie skład mówi sam za siebie:

21 maja: (UKSW)

21:30 - Myslovitz
20:00 - Indios Bravos

18:30 - Pustki

17:00 - EastWest Rockers

16:00 - Raggamoova


22 maja: (UW)

21:30 - Hey
20:00 - Coma

18:30 - Cool Kids Of Death

17:00 - Muchy

Oczywiście żaden koncert nie jest dobry jeśli nie ma ludzi, którzy robią 99% atmosfery, a że tacy wczoraj ze mną przebywali to określił bym wczorajszy wieczór jako...IDEALNY!!!!!!! Dzięki Wam za to i do zobaczenia za tydzień ;)

Peace, Love and Understanding...

sobota, 15 maja 2010

\m/...stara poczciwa Syrenka...\m/

Nie, nie chodzi tutaj o jakże kultową markę samochodu, który kojarzy mi się z PRL-em i komuną jak nic innego, a o pewne magiczne miejsce, które dzisiaj wzniesie się o parę centymetrów do góry. Mowa oczywiście o stadionie Syrenki gdzie w ramach JUWE JUWE JUWE zagoszczą mocniejsze dźwięki już o 16:30. O tej właśnie porze na scenę wkroczy 4 panów pochodzących z Poznania aby wypić kilka piwek i zmieść kurz spod nóg. ACID Fuckin DRINKERS!!!!!!!!!!!! Lżej dopiero zrobi się w granicach godziny 20:00 bo wtedy wskoczy Perfect, a całą imprezę zamknie Dżem występem o 22:00. O 18:00 zaplanowany jest koncert zespołu HUNTER tak więc mamy 3,5 godziny ostrej jazdy ;) Dobra lecę na autobus ażeby się nie spóźnić...

\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/\m/

no freakin' strenght

nie mam siły na posta, ale chętnie bym go napisał...pozdrawiam ;) zabijcie mnie ale proszę:

moim zdaniem, najpiękniejsza ballada grunge'owa i nie ma lepszej...

czwartek, 13 maja 2010

Oh in the sweet sunshower...

Gdy czuję brak tchu, a myśli zostały daleko z tyłu, pozwalam aby spadł na mnie słoneczny prysznic i zmył cały ciężar dnia, niech tak się stanie...pffffffffffffffffff...

wtorek, 11 maja 2010

Sex, Drugs & Rock N Roll, czyli...przedwczesna śmierć...

Czy naprawdę trzeba ćpać, żeby lepiej się grało? Czy naprawdę połowa Seattle musiała się zwinąć przez prochy? Aha, mam wymienić, tak? Layne, Kurt, Hendrix, Wood...jakby się tak zagłębić to jeszcze byśmy znaleźli parę znaczących nazwisk, częściowo związanych z tym rejonem jak np. dzieciak kwiat Shannon Hoon z niejakiego "ślepego melona" W utworze Tool'a "Third Eye", słyszymy Billa Hicks'a, który mówi:

"See, I think drugs have done some "good" things for us, I really do. And if you don’t believe drugs have done good things for us, do me a Favor: go home tonight and take all your albums, all your tapes, and all your cd’s and burn em’. 'Cause you know what? The musicians who’ve made all that great music that’s enhanced your lives throughout the years...
Rrrrrrrrrrrrreal fuckin' high on drugs."

No, nie wątpię akurat, że Led Zeppelin, niczym Mickiewicz widząc Stepy Akermańskie, ładowali w siebie masę prochów (zaraz jak zmarł John Bohnam?...hmmm, no tak nie mogło być inaczej), ale czy naprawdę wpajanie takich stereotypów jest koniecznością? Irytuje mnie ta cała ideologia czasami. Szanuję tych ludzi za ich poczynania muzyczne, liryczne, ogólnie artystyczne, ale czy jak ktoś nazwie ich ćpunami to należy im tego zabraniać? Nie toleruję tego i nie zamierzam tolerować. To czy piję, palę, czy biorę nie czyni mnie lepszym ani gorszym, ale jedno jest pewne...zabija mnie to, a nie chcę umierać młodo...Powiedz NIE narkotykom i bądź czysty, bo z dragami to jest tak, że "gdy mam co chcę wtedy więcej chcę, jeeeszcze"

Ostatnio, widziałem urywek strasznie (Natalio, strasznie to może być podczas burzy;) głupiego programu, no nic dziwnego, że głupiego bo to produkcja USA...Ale w czym rzecz: "Gwiazdy Na Odwyku" się nazywał, czy jakoś tak. I o co chodzi? O to, żeby podglądać niegdyś "sławnych ludzi", którzy są w klinice na odwyku, i caaaaaaaaaaaaała amerykańska publika czeka tylko na potknięcie, na sensacje, no tragedia jakaś...Nagle wchodzi na plan koleś, którego twarz kojarzę...były bębniarz Guns "N' Roses, Steven Adler...kiedyś, świetny perkusista, podpora zespołu, człowiek niesamowicie otwarty i uśmiechnięty...dzisiaj, pół człowiek, nie potrafi skleić poprawnie zdania, zawieszony gdzieś obok i nikt mi nie powie: "ej stary ale grał w GnR i zajebiście,nie? No nie, nie jest zajebiście, jest tragicznie...zwłaszcza, że siedzi tam bo kasa dla rodziny leci na konto za jego "big brothera"...

Ale są i ludzie, którym należą się pomniki za ich wytrwałość i silną wolę...przykład pierwszy z brzegu? John Frusciante, zobaczcie sobie jak ten koleś wyglądał po tym jak odszedł/wyleciał z RHCP i zastąpił go Navarro na One Hot Minute, ciężka sprawa, dzisiaj, mimo braku kilku ząbków, chłop jak się patrzy!! a do tego znakomity muzyk i profesjonalista do czego nikogo chyba nie trzeba przekonywać... Szkoda Ryśka Riedla, szkoda Janis, brakuje tych ludzi, a mogli być wśród nas...

niedziela, 9 maja 2010

NIEDOCENIONE - część 1

Ile razy zdarzyło się wam przesłuchać, utworu, albumu i stwierdzić..."eeeeee słabe, nic ciekawego", mija kilka godzin/dni/tygodni/lat/dekad i nagle ktoś wymienił baterie w latarce, zaświecił w oczy aż połechtało mózg i nagle zaczynasz sobie uświadamiać..."eeeeeeeeeeeeeeej dobre, ciekawe". Są to tzw. utwory z półki o nazwie "NIEDOCENIONE". Nie inaczej jest i w moim przypadku...jako fanatyk Alice In Chains aż sam sobie się dziwię, że to dopiero pierwszy post na ich temat (chyba lipcowy koncert PJ przyćmił wszystko dookoła, włącznie z koncertem "wielkiej czwórki" oraz MŚ w piłce nożnej ;). To, że album "Dirt" należy docenić za zawartość muzyczno-intelektualno-liryczną to już zauważyłem po pierwszym przesłuchaniu, był jednak utwór, który mi tak jakoś...eee...tak jakoś...ech, no krótko mówiąc nie podchodził...a mowa o utworze..."Dirt" ;), a nie wiem czemu bo jako zapalony gitarzysta powinienem dostrzec tę chyba już kultową kaczą zagrywkę robiącą za motyw przewodni. Cały album to spowiedź Layne'a z uzależnienia, jego mrocznych wizji, niemoc w walce z nałogiem, a gdy dołożymy jeszcze do tego tekst od razu widać, że to juz moment kulminacyjny, a utwór powinien chyba zamykać płytę:

"I have never felt such frustration
Or lack of self control
I want you to kill me
And dig me under, I wanna live no more

One who doesn't care is one who shouldn't be
I've tried to hide myself from what is wrong for me
For me..."

Jak dużego nakładu emocji i frustracji wynikającej z walki ze samym sobą potrzeba aby opisać wszystko co siedzi w środku? Dokładnie 57 minut i 19 sekund, tyle trwa krążek "Dirt". 2 lata później umiera Kurt, trzęsienie ziemii po raz pierwszy, w 2002 roku umiera Layne, trzęsienie ziemii po raz drugi, lecz czy pada deszcz...?

Alice In Chains - Dirt (1992)


...nocny przerywnik...

Tak  na szybko...Nie sądziłem, że na blogu znajdzie się miejsce dla Sharon Stone, a tu proszę ;)

Mina Dave'a mówi wszystko, a nazwa kapeli "Lazy Susan" wymiata ;))))))))))))))))


sobota, 8 maja 2010

KEJOZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Pragniecie prawdziwego chaosu?!?!?!?!? Bo ja czasami go potrzebuję...oczyścić umysł, zmiażdżyć go niewyobrażalną ilością dźwięków jak najbardziej odbiegających od podręcznika do muzyki. Tak zawsze mówię odnośnie stylu gry Omara Rodrigueza Lopeza, czyli:

"Chcesz się nauczyć grać jak Omar, kup podręcznik do nauki gry na gitarze i od razu wywal go do kosza"

Ok, dobra kilka słów na temat. Była kiedyś taka kapela, At The Drive In, post punk no i kejoz...ktoś nie wytrzymał napięcia i igła poszła zbyt głęboko...

aż dziw, że nikt ze sceny nie spadł ;)

Zespół się rozpadł, a na zgliszczach powstała formacja The Mars Volta, pierwsza płyta...zadziorna, z pazurem, niesamowita dawka emocji, wirtuozeria wokalna i muzyczna, nić dodać nic ująć, a dalej było..................................................tylko lepiej!! Kolejne albumy przynoszą opowieści, wizje Cedrica, Omara i reszty zespołu, jeden z najlepszych koncept-krążków "Frances The Mute" niczym film wyświetlany w technologii analogowej na taśmie szpulowej czasami starej jak historia Polski, pogłębia się improwizacja i niechęć do rozwiązań konwencjonalnych, historie są coraz bardziej zawiłe, wielki wybuch na płycie The Bedlam In Goliath, a później chwila "wyciszenia" za pomocą oktahedronu:

Ja tu spokoju nie widzę...Ktoś napisał, że TMV nagrała płytę z balladami...Hmmm ok, nieważne...Połóż się na kanapie i naciśnij PLAY

"czy pamiętasz jak nosiłaś tę suknię?"

słońce zagląda przez okno, czas na relax...


piątek, 7 maja 2010

Live at...everywhere...everytime!!

Zaglądając bardzo często, na serwis nuta.pl, na którym można znaleźć dużo ciekawych niusów, nieprzesadzonych i zazwyczaj sprawdzonych, natknąłem się dzisiaj na info odnośnie wznowienia wydawania przez PJ bootlegów, a każdy dobrze wie, że są oni przodującym zespołem jeśli chodzi o ogrom wydanych oficjalnych i nieoficjalnych nagrań na żywo...no i co z tego? no i to, że jest strona na której zgromadzona jest ich bardzo duża ilość, a jeszcze lepiej, że najwięcej jest z mojego ulubionego rocznika, czyli 1992, bo aż 90...to musiały być czasy, a co ja wtedy robiłem...? uczyłem się liczyć...one, two, three, four, five against one...nie przeciągając struny, bo zaraz się zerwie oto strona każdego miłośnika brzmienia Seattle:

http://www.pearljambootlegs.org/modules/jinzora2/

Polecam koncert z festiwalu Pinkpop z datą 1992-06-08 i wersję Wash, jak Ed radzi sobie a'capella z utworem, czy też wstęp do Rockin, znany jako Pulled Up...Wokalny kunszt daje o sobie znać...a ja idę spać...

P.S. jak ktoś przesłucha wszystko co jest na stronie niech da znać ;-)))

wtorek, 4 maja 2010

Odkrywanie wszechświata

Wydawało się takie odległe, a tu proszę 4 maja i do 1 lipca coraz bliżej...Nie będę ukrywał, że ostatnio szlifuję i wręcz poleruję diamentowym filcem moją znajomość z Vedderem i spółką. Jako, iż jestem zwolennikiem mocnego, zadziornego i porywającego brzmienia PJ nigdy jakoś sercem nie zagłębiałem się w naturę płyt Binaural czy Riot Act. Mówiąc o tej pierwszej nasuwa mi się jedno słowo...mrok, jest to bez wątpienia najmroczniejszy album przynajmniej w moim odczuciu...Inna sprawa jest taka, że zainspirowała mnie do trans galaktycznych podróży oddalając się w głąb wszechświata o 7000 lat świetlnych aż do gwiazdozbioru Serpens gdzie znajduje się Mgławica Orła widoczna poniżej: 

a co tam, jedyne 1000 lat świetlnych dalej znajduje się to co dobrze znamy, czyli mgławica MyCn18:


A jeśli już jesteśmy przy astronomii to poooooooolecam stronę poświęconą zdjęciom wykonanym za pomocą teleskopu Hubble'a, poszperać trochę w galerii, można naprawdę znaleźć malownicze zdjęcia:

http://hubblesite.org/gallery/

po prostu "nic nie wydaje się takim jakie jest na pierwszy rzut oka"...przynajmniej na początku ;)

No dobra, "ewakuacja" i lecimy dalej...

Cyferki 10010101010010101 zamieniają się w jeden z najciekawszych i chyba najmniej spodziewanych utworów na płycie, która jest wyrazem buntu, jego aktem...niczym hasło Against z 1992/93 roku. You Are to muzycznie i tekstowo ewenement tak odbiegający od całości że na powyższych zdjęciach by się chyba nawet nie załapał...Kręta droga jaka prowadzi na szczyt wieży odkrywa ścieżkę miłości, nadziei oraz ogromu niepoznanego...Jesteś kim, czym? Tylko Eddie wie...

poniedziałek, 3 maja 2010

AAAAAAAAAAAAAAAArchive!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jakiś czas temu jadąc autobusem warszawskiej lini 119 słuchałem Antyradia...Zazwyczaj radia nie słucham, ale tutaj jest w miarę trzymany poziom chociaż widać, że chłopakom brakuje trochę utworów bo np. Rooster leci sobie 3 razy w ciągu 2 godzin. Kocham ten utwór, no ale chyba są też inne Alicje w krainie zaczarowanych łańcuchów? Mniejsza, bo uszy me zmęczone ciężkim dniem jednak złapały pewne piękne dźwięki. Początek...myślę, Pink Floyd, nie, nie ta gitara a jako, że Archive nie słucham (a chyba zacznę) to nadal pozostaje w tajemniczym rozwoju zdarzeń muzycznych. !!!!!!!!!!!WITHOUT YOUR LOVE YOU'RE TEARING ME APART!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wchodzi jak nóż w masło, i to dobrze naostrzony...Nie wiem, nadal nie wiem ale staram się nie zapomnieć tej frazy aby później w domu sprawdzić pochodzenie tego cuda...Natłok spraw i zmęczenie deaktywują mózg i kilka dni mija w nieświadomości...Na ratunek przychodzi pewna czarownica o tajemniczym imieniu...Karolina;-))) i tak wybrzmiewa od kilkunastu minut utwór Again...

pearl jam...pinkpop...drop in the park...1992...to trzeba zobaczyć

No sami oceńcie...ja nie mam pytań...


A zresztą;)

No i Drop In The Park, chyba najlepsza koncertówka Pearl Jam'u jaką słyszałem, fajny trik z mikrofonem od 2:39 by the way...


Have fun...stay single ;)

Kto lubi szmirowate filmy o miłości? No...na pewno nie ja:) A, że takich jest bardzo dużo to trochę trudno jest przejść obok nich obojętnie, hmmm może nie tyle obojętnie co po prostu są nam wkładane do kieszeni, dlatego warto nosić spodnie z zamykanymi kieszeniami...yyy...co? no tak to tak samo bez sensu jak filmy o których mowa. ALE!!!! na szczęście są ludzie, którzy nie muszą zbijać kasy na tyłku Jennifer Lopez (bez kitu... gra w co drugim filmie ostatnio) i w dodatku nie przedstawiają uczuć w krzywym zwierciadle. Kto nie zna niech pozna koniecznie film The Singles Camerona Crowe'a z 1992 roku. Gdybym dostawał grosza za każdy raz gdy obejrzę ten film, to miałbym ich już z 10 :) i to co najmniej bo ciężko zliczyć, oj ciężko...Muzyka w filmie niestety jest do kitu...aż sam się sobie dziwię, że napisałem takie zdanie. Muzyka to czynnik, który w tym filmie jest częścią przewodnią. Pamiętam jak pierwszy raz oglądam film, chłopaki jadą na koncert do De Soto i nagle przejście scen, znajome mi dźwięki...pieczątka na rękę...zaraz zaraz przecież to jest...Ooooo %$#@* !!!!!!!!!!! (chyba 19 minuta 32 sekunda filmu:). Tudzież Eddie i Jeff oglądający program o pszczołach z takimi minami jakie chyba mieli ludzie gdy Can You Feel My Love Buzzzzz Aldrin lądował na księżycu, no coś pięknego po prostu. Nooooo i oczywiście nie można zapomnieć o znakomitych kreacjach aktorów. Bridget Fonda, Kyra Sedgwick, Campbell Scott, Matt Dillon jak dla mnie grają swoje życiowe role. Film z tego co pamiętam puszczali na Ale Kino, może jeszcze puszczają, można tanio dostać też na DVD (UWAGA!!!! NIE W 3D!!!!!!!! a szkoda bo można by wtedy przybić piątkę z Laynem zanim się zwinął:)))))))  Na koniec kilka zdjęć i jeden z ulubionych fragmentów filmu: 




TOUCH ME I'M...SICK!!!!!!!!!!!!!!


obejrzeć całość wraz z wypowiedzią Dillona:))))

niedziela, 2 maja 2010

Człowiek złotych słów...

Kiedy to było, koniec lat '80, początek lat '90. Narodziny czegoś niespotykanego, czegoś szczerego i tragicznego. Tak można by określić krótko historię Mother Love Bone będącej pod wodzą charyzmatycznego Andy'ego Wood'a (pan który podaje jabłko;) i Jeffa Amenta (pierwszy od prawej). Człowiek złotych słów odszedł z tego świata zanim jeszcze płyta Apple ujrzała światło dzienne...Jak to powiedział kiedyś Eddie Vedder: "Heroin got me where I am today" bo gdyby nie rozpad MLB to wiadomo czy by powstał Pearl Jam? Ciężko stwierdzić bo przecież panowie mieli się świetnie. Wypełnione sale po brzegi nie tylko w Seattle...Powiew życia ze skrajnie północno-zachodniego stanu USA zaczął nawiedzać już nawet wschodnie wybrzeże, a także "hottest place on earth", czyli "miasto aniołów" dlatego 1-ego lipca w Gdyni pewnie śpiewałbym: "I'm just waiting on that dream...cause the fast one...always ride for free" I szczerze powiem, że chciałbym wyśpiewać te słowa...Ale tak to już jest w życiu, że im szybciej biegniemy, tym szybciej umieramy. Dlatego niech Andy spoczywa w Temple Of The Dog i na tym zakończę...[*]


 

Bardzo daleko poza kołem...

Pierwsze posty chyba są trudne, bo człowiek myśli sobie tak: "...hmmm muszę napisać coś ciekawego żeby się ten blog sprzedał!!! no i może w przyszłości dostanę za niego jakąś prestiżową nagrodę, a może nawet będę kiedyś sławny?!?!?!?..." A może mam zły obraz ludzi którzy się za to biorą? Nie wiem, ale na pewno nie będę starał się nic sprzedać...Postaram się zatem krótko opowiedzieć okoliczności w jakich powstał ten blog i czego można się na nim spodziewać. Nie będę ukrywał, że od dłuższego już czasu jestem związany z pięknym, szczerym i głośnym nurtem muzycznym jakim jest niejaki grunge...Piszę "niejaki" bo to trochę taki termin, który ma się czymś wyróżniać, a niekoniecznie znaczyć coś konkretnego. Prosty zabieg marketingowy. Mi się zawsze kojarzył z muzyką garażową, jakoś tak brzmi i ma coś też w sobie z kosza na śmieci ;) Chcesz wiedzieć więcej? Obejrzyj film Hype! Jedyny "mądry" dokument o tym nurcie (unikać produkcji VH1, MTV i pokrewnych)  Wszechobecna wolność płynąca z tej muzyki, a także tajemniczość jaką niesie za sobą inspiruje i odpręża, a zarazem koncentruje i uaktywnia zmęczony TVN-em mózg...Myślałem już od jakiegoś czasu o czym powinien być ten blog. Skoro moim narzędziem do obrony jest muzyka to coś muzycznego na pewno ale raczej wstawianie płyt gdzieś znalezionych na rapidshare mija się z celem, bo nie ładnie jest kraść i tyle;) Postaram się zatem przybliżyć część moich przemyśleń związanych nie tylko z grung'em ale ogólnie z szeroko pojętą muzyką, chociaż początki mogą być trudne, ale spokojnie...wszystko jest do ustalenia...Tak jak panowie z Soundgarden, tak i ten blog postara się być POZA KOŁEM wyznaczonym białą kredą niczym terytorium do manewrów i popisów literackich, bo takich tu na pewno nie będzie;) Z pisaniem bloga to chyba trochę tak jak z nagrywaniem płyty. Niby moje ale i dla innych, i tak również będzie w tym przypadku, bo ten blog jest dla każdego kto na niego wejdzie i zechce zostawić część swoich myśli odnośnie tego co się na nim znajduje. Codzienność zabija więc codziennie raczej postów nie będzie ale będą i będą ciekawe:) A teraz coś co narzuciło tytuł i zebrało moje 4 litery do pracy, coś poza kołem, miejmy nadzieję, że w środku znajduje się $...Ladies and gents....SOUNDGARDEN 2010 roku: