niedziela, 2 maja 2010

Człowiek złotych słów...

Kiedy to było, koniec lat '80, początek lat '90. Narodziny czegoś niespotykanego, czegoś szczerego i tragicznego. Tak można by określić krótko historię Mother Love Bone będącej pod wodzą charyzmatycznego Andy'ego Wood'a (pan który podaje jabłko;) i Jeffa Amenta (pierwszy od prawej). Człowiek złotych słów odszedł z tego świata zanim jeszcze płyta Apple ujrzała światło dzienne...Jak to powiedział kiedyś Eddie Vedder: "Heroin got me where I am today" bo gdyby nie rozpad MLB to wiadomo czy by powstał Pearl Jam? Ciężko stwierdzić bo przecież panowie mieli się świetnie. Wypełnione sale po brzegi nie tylko w Seattle...Powiew życia ze skrajnie północno-zachodniego stanu USA zaczął nawiedzać już nawet wschodnie wybrzeże, a także "hottest place on earth", czyli "miasto aniołów" dlatego 1-ego lipca w Gdyni pewnie śpiewałbym: "I'm just waiting on that dream...cause the fast one...always ride for free" I szczerze powiem, że chciałbym wyśpiewać te słowa...Ale tak to już jest w życiu, że im szybciej biegniemy, tym szybciej umieramy. Dlatego niech Andy spoczywa w Temple Of The Dog i na tym zakończę...[*]


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz